marca 31, 2009

Antidotum.

Nie mogę powiedzieć, żeby wciągu ostatnich kilku dni wszystko przebiegało według mojej plan listy. Weekend był wyjazdowy więc nie ruszyłam żadnych domowych spraw. Mój zapał twórczy gdzieś wyparował sprawiając, że czuję się jak mała myszka, która chce się zaszyć w małej, przytulnej norce. Myślę o tym, by skraść skrawek nieba do tego miejsca. Ha, kto by nie chciał tego zrobić wierząc, że od tej pory wszystko będzie lepsze i piękniejsze. Poważnie, co zrobić gdy dopada nas hmm, gorszy okres, szczególnie ten twórczy. Jest całe mnóstwo sposobów. Różne rzeczy mogą wpłynąć na to, że w wolnej chwili migiem biegnę do pracowni. Jedną z takich rzeczy jest np. obraz, który widać powyżej. Namalowałam go wiele lat temu, przedstawia pracownię z mojej wyobraźni. Drewniana podłoga, duże okna, drzewko, mnóstwo światła, brązy i błękity. Praca ta wisi w mojej kuchni i ile razy na nią patrzę, tyle razy czuję tą specyficzną atmosferę, gdy siadam przy stole, wyciągam farby i czystą kartkę papieru. Wiele jest takich inspiracji, które dają mi potrzebny zastrzyk energii. Czasem to jednak nie wystarcza. Najlepszym antidotum na brak weny jest praca. Tak, właśnie praca, nawet jeśli wszystko co robię wydaje mi się złe i gorsze od tego co do tej pory zrobiłam. Bo kto wie, czy takie doświadczenie i wnioski jakie z niego wyciągnę nie spowodują, że następny krok do przodu będzie dwa razy dłuższy. Najgorzej jest wypaść z rytmu. Tak mi się wydaję z własnego doświadczenia, może się mylę.
A dzisiaj przedstawiam kolejną akwarelę. Tym razem powstała praca dla małej Hani. Dość duża jak na akwarelę, bo 20 / 29 cm. Oprawię ją w passparteau i w ręcznie malowaną ramę. Pierwszy raz namalowałam czystą akwarelę na tak dużym formacie bez użycia dodatkowego medium jak pastele czy akryl. Lubię mieszać techniki więc jak na mnie to nowość.
Wieczorową porą mam nadzieję zebrać w sobie wszystkie siły i popracować trochę w pracowni.


A teraz w ramach dużego zastrzyku energii zaserwuję sobie waniliową latte. Polecam wszystkim!
p.s
Wczoraj na obiad mieliśmy gołąbki. Stasiu pyta taty: No jak tam twoje ptaszki tatusiu, bo ja mam wrony (powiedział Staś ochoczo wcinając kopytka). Tylko nie mają skrzydełek...

5 komentarzy:

  1. Calkowicie zgadzam sie, ze najlepszym sposobem jest praca. Tylko najgorsze to rzeczywiscie usiasc...bo zawsze znajdzie sie cos do zrobienia, wyprasowana, ugotowania, posprzatania, upieczenia, dokonczenia, przeczytania, itd...itd:) Moge ciagnac:)

    zdac sobie sprawe, ze ociagajac sie tylko pogarszamy i tak trudna sytuacje.

    Super post i bajkowa akwarela:) Great work:)

    OdpowiedzUsuń
  2. zapomnialam dodac, twoja pracownia (obraz) jest niesamowita. Wcale nie dziwie sie, ze dodaje ci energii i inspiracji:)

    OdpowiedzUsuń
  3. muszę spróbować z tą pracą na chandrę...do tej pory gdy mnie coś takiego dopadało, to i przychodziło odrętwienie i totalny marazm...

    Staś ma niesamowitą wyobraźnię, (próbuję się dopatrzeć wrony w kopytkach i nijak nie widzę, hi, hi) - dzieci mają piękną wyobraźnię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny, piękny obraz z pracownią, też ciągle marzę o takiej pracowni i szukam sposobów na mobilizację do pracy, i staram się mieć wenę wtedy kiedy mam czas. a jak już się zmobilizuję to jest już raczej dobrze, bo co się może równać z satysfakcją z tworzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny dziękuję za przemiłe komentarze. Pozdrawiam wiosennie.
    Aulik: Tak, z dziećmi, to trzeba mieć trzeci stopień wtajemniczenia:)A te wrony to kropla w morzu stasiowej wyobraźni:)

    OdpowiedzUsuń