grudnia 23, 2016

Święta blisko.

Już prawie święta. Przeleciały grudniowe dni, każdy zatoczył koło od wschodu do zachodu słońca, cierpliwie i niezmiennie. Tylko ja chwilami taka niecierpliwa bywałam... Nie wiadomo po co. Przecież słońce znów wzejdzie i przyniesie nowy dzień, biały i czysty pełen możliwości i piękna, które każdy z nas odnajduje gdzie chce i jak chce.
"Wszystko czego dotyka miłość staje się piękniejsze" Gabriela Bossis
I tego Wam właśnie życzę na święta. Niech wśród nocnej ciszy rodzi się Miłość a wraz z nią wszystko to, co dobre i piękne na tym świecie. Życzliwość, wyrozumiałość, ofiarność, przebaczenie, słowa co leczą rany i czyny co góry przenoszą. Na dziś, na jutro i właściwie na każdy dzień:)
A tymczasem jeszcze kilka moich grudniowych foto notatek.
Radosnego, świątecznego trwania.
Pozdrawiam najcieplej, do napisania pa!

października 19, 2016

Kilka myśli...

Typowy październikowy dzień. Chłód jak nieproszony gość wciska się za kołnierz, chmury wiszą złowieszczo mówiąc, że niebo ma na dziś tylko smętne oblicze. Okna w aucie parują, znów zgubiłam rękawiczki a drogę tarasuje mi tir i sprawia, że zaplanowane przedpołudnie przestawia się w sposób nieoczekiwany. Trochę się wnerwiam ale tylko trochę, bo nogi niosą mnie na spacer, bo słońce postanawia się do mnie uśmiechnąć, bo nad głową mam złoty dach z liści. Jest tak pięknie. Łapię spadające myśli, zgarniam je do kieszeni jak kasztany i upycham głęboko by nie wypadły.
A myśli krążą wokół dzieci. Im są większe, starsze, mądrzejsze tym więcej potrzeba mi otwartych oczu i cierpliwego serca, łagodności. A to tak trudno. Trudno wyznaczać granice szanując wolność. Nie narzucać lecz prowadzić. Na początku na rękach, potem za rękę, wskazując kierunek, by w następnej kolejności iść obok, towarzyszyć, być po prostu. Czasem wydaje mi się, że nie potrafię, nie udaje mi się. Czy to, że się staram wystarczy?
Idąc parkową alejką przypominam sobie, co kochałam robić jako dziecko. Tak szczerze i na serio. Czy coś z tego zostało we mnie, w moich pragnieniach. Nie wiem, chciałam być lekarzem a nie jestem. Uwielbiałam wspinać się na drzewa i wisieć na trzepaku, cóż nie tęsknię za tym;) Lubiłam mówić, dużo mówić, teraz mówię znacznie mniej i znacznie ciszej;) Po co to piszę. Bo część z naszych pragnień się zmienia, nie wytrzymują próby czasu albo przybierają inną formę by się zrealizować. I tak patrzę na moich Chłopców. Co kochają robić, czy będą to kochać w przyszłości. Teraz są tacy ciekawi świata, widzą rzeczy niezwykłe. Widzą, bo ich wyglądają, czekają na nie, marzą o nich. W którym momencie to się zmieni, a może się nie zmieni wcale. Uczę się tego od Nich a może uczymy się od siebie nawzajem i na tym polega bycie razem...
Na zdjęciach trochę naszej jesieni, w domu i na spacerach. Lubicie jesień? Ja bardzo, to jest coś z czego nie wyrosłam, mam to od maleńkości;)
I coś ze szkicownika.
A gdybyście mieli ochotę częściej się ze mną spotykać, to zapraszam do mojego nowego miejsca na instagramie:)
Tymczasem życzę Wam dobrego dnia, do napisania Pa!

lipca 09, 2016

Bo ten wiatr.

Wiatr goni dziś chmury jak niesforne owieczki, wpada między drzewa, tarmosi ich korony i sprawia, że szumią donośnie. Trzaska domowym przeciągiem i sprawdza czy zdoła porwać balkonowe skrzynki. Moje jarmarczne, kolorowe kwiaty trzymają się mocno, dadzą radę:)
A z tym wiatrem to nadciągają nasze wakacje. Dopinam wszystko, krzątam się, sprzątam, podlewam kwiaty, naszykowałam świeży stosik książek z biblioteki, wyjęłam pizzę z piekarnika i czekam na naszego Stasia, który wraca z obozu. Pierwsze dwanaście dni z dala od domu i nie na znajomym gruncie. Ściska mnie wzruszenie gdy Antoś wzdycha i mówi, że już tak za nim tęskni. Wszyscy się stęskniliśmy, wszyscy...
Przeglądam czerwcowe kadry, dominują na nich kwiaty ale na szczęście nie tylko:) Są też inne historie. Małe i duże, raz na dole, raz na górze;)
A na wczasy pod gruszą, w rejony całkiem mi nieznane zabieram pewien soczysty kryminał i Mamę Muminków.
Pozdrawiam Was z letnim wiatrem!
Do napisania, pa:)

czerwca 03, 2016

Pierwszy taki dzień.


W kalendarzu 8 maja.
Dzień wcześniej wiatr lekko gwizdał a słońce wychylało się zza pędzących chmur. Ciepło, miło, niebo, raj wszak to maj. Za to kolejnego dnia deszcz zastukał w parapety. Na szczęście nie wtedy gdy ze ściśniętym ze wzruszenia sercem szliśmy do kościoła. Jaki to był piękny dzień. Pierwsza Komunia Święta naszego starszego Synka. Staś był spokojny, wzruszony, pełen oczekiwania i radosny. Tyle przygotowań za nim, tyle pracy by dojść do tego dnia, by go przeżyć, by się nim prawdziwie cieszyć. By dostrzec i przyjąć ten prezent najcenniejszy, po którym się nie idzie a frunie do domu:)
Rodzina była z nami i dopełniła ten dzień chwilami, które będziemy z miłością wspominać.
Powaga i skupienie  przeplatały się z humorem, i wygłupami braci wraz z kuzynami.
Dobry czas.
Zresztą jak cały nasz maj. Dużo się działo. Kolejne wyjazdy pierwszokomunijne a wraz z nimi idące wzruszenia, fajne spotkania, wydarzenia sportowe, piknik rodzinny i wyprawa rowerowa ze szczyptą dreszczyku. Tak, tak jeszcze długo będę pamiętać jaka burza nas złapała. Jak tuliliśmy się do siebie a wkoło strzelało piorunami i jak dojechaliśmy do domu przemoczeni do majtek;)
To wszystko z codzienną dawką przyjemności, kwiatów, kwitnących drzew, majowej zieleni, pierwszych poranków na balkonie z kawą.
To wszystko z jednej strony....
A z drugiej strony jest to wszystko, co łatwe i przyjemne nie jest ale pozwala docenić, dostrzec a nawet nierzadko osiągnąć to pierwsze.
Czerwiec powitaliśmy na wesoło, słodko i twórczo:)
A ja postanowiłam częściej zamieniać słówko "muszę" na "chcę":D
Do napisania, pa!

kwietnia 15, 2016

Taki ranek i taka myśl.

Spóźniony, piątkowy ranek. Jak zawsze rozwożę dzieci do szkoły i przedszkola. Pakuję materiałowe siaty i mocniejszą torbę gdyż wybieram się na rundę zakupową. Warzywa, owoce i takie tam różności na domowe specjalności. Mamy plan by w sobotę spokojnie poświęcić się kibicowaniu młodszemu synowi na meczu i  przepaść ze starszym synem w bibliotecznym raju. Wszystko zaplanowane włącznie ze sprzątaniem. Pakuję więc te siaty, obowiązkowo listę zakupów, gdyż moja pamięć działa wybiórczo i jeszcze łapię aparat, chociaż nie mam w planie zdjęć i w dodatku zapomniałam naładować baterie. Jadę, patrzę, i myślę. Zatrzymuję auto i wysiadam. Notuję co widzę. Zapisuję co myślę. Czy to aby nie za dużo na raz, tak zaraz po zimie takie kwitnące obrazy dostać? Zielone, białe, różowe, ach ten róż!  Człowiek wariuje z tego zachwytu. Cieszy się co roku tak samo i podziękowania śle wysoko w chmury. Żeby tak cieszyć się z kwiatów. I ciepły wiatr przybywa coraz częściej.
Bateria mi szybko padła ale co trzeba pstryknęłam;)
Myśl co wpadła mi do głowy wraz z tymi widokami prawie mi umknęła ale złapałam ją za słówko "nienasycenie". Czy aby z nim nie związana jest pewna życiowa prawda. Czy w życiu warto trwać w pewnym nienasyceniu. Pielęgnować w sobie takie odludne miejsce, taką przestrzeń, której byle czym wypełnić nie można. Nie przywalić jej stosem siana, nie zagłuszyć gradem słów płynących z zewnątrz  i czasem się w nią wsłuchać.
Taka myśl, a poza nią kwiaty....:)
Dobrego dnia i pięknego weekendu.
U nas słońce:)
Do napisania, pa!

kwietnia 04, 2016

Miałam...

Dwa dni temu zamieściłam tu moje ostatnie ilustracje i miałam pięknie coś o nich rzec. To znaczy  nie o ilustracjach tylko o roślinkach, o przyrodzie, o tym jaką jest inspiracją, miałam cały taki sznurek myśli. Widziałam te kropelki rosy nanizane na nić jak paciorki, kwiaty jak dostojnicy królewscy podnoszący głowy w blasku poranka. Miałam jak ta Ania z marchewkowym warkoczem hojnie rzucać przymiotnikami i zbudować niemalże hymn pochwalny ku czci natury. Na ten moment nie umiem jednak zebrać słów w zgrabny wątek, może i dobrze. Nie potrzeba takiego patosu, nie trzeba tylu słów, nie trzeba się tak spinać. Trzeba się tylko cieszyć, cieszyć z tego piękna w lesie, nad morzem, w górach, za płotem, w ogródku swoim czy sąsiada, na łące, w parku, na balkonie w doniczce lub na kuchennym parapecie.
Jak dobrze, że już wiosna. Jeszcze cicha i skromna ale sobota była zaskakująco ciepła. Cała skąpana w słońcu. Wreszcie wyszorowałam balkon i umyłam okna, i firanki poprałam, wyprasowałam i rozwiesiłam. Świat jest teraz jakby ostrzejszy i bardziej przyjazny. Dom przewietrzony na wszystkie strony złapał oddech i wypełnił się powietrzem. Lżej się mieszka. Pszczoły przylatują i leciuchno stukają w szyby. Nie narzucają się. Ptaki świergolą z całych sił i przypominają, że to już kwiecień. Co jakiś czas bażant z krzykiem przeleci wśród traw. Dzieci więcej biegają po podwórku i wnoszą do domu błocko z piachem, i z brudnymi portkami. Jedna myśl goni drugą a po głowie tłuką się pytania bez odpowiedzi, chociaż różne decyzje już podjęte. Jednych jestem pewna, innych....cóż inne czas zweryfikuje.
Gapię się w to moje czyste okno i myślę jaka to opowieść się za nim pisze, jaka nam się pisze.
Wiem jedno, chociaż to nie zawsze ja trzymam pióro, to nie zawsze ja układam słowa to zawsze ja je czytam, interpretuję i nadaję im SMAK w tym jak je przyjmuję i idę z nimi dalej. Obym zawsze o tym pamiętała:)
A wracając do ilustracji, to wpakowałam je na ścianę. Kocham niebieski kolor!
Tymczasem wspaniałego dnia Wam życzę!
Do napisania niebawem, pa:)
p.s
Wynotowane:
"Pszczoła jest maleńka wśród latających stworzeń, lecz owoc jej pracy przewyższa słodyczą wszystko."
(Syracydes 11,3)