Lekcje z literatury. Takie sobie bajeczki. Był raz sobie Bing Bong, co lubił rozmawiać i zadawać dużo pytań. Znalazł sobie przyjaciółkę w osobie Tingi Wingi. "Tingi Wingi widziałaś Baltazara Gąbkę, gdzie On się podział? Spytasz Myszkę Pi Pi, czy kupi coś u Pana Sprzedawcy? Może ciasteczko, proszę. (...) O idzie indyk w sombrero... A teraz jest pociąg i lokomotywa, ale ja nie boję się pająka. Ojej, przepraszam, to jest dziwne. Muszę się spieszyć na pociąg, tam było coś dziwnego z takimi ostrymi zębami, strasznymi i ogonem.(...)Mamusiu może kupisz mi bilet, co Panie Konduktorze?(...) Za górami, za lasami był Pingwinek, On poleciał wysoko razem z Panem Pilotem, tam były chmurki i takie miasteczko(...)" KOSMOS. Dodam, że Bing Bong to łapka Stasia, a Tingi Wingi to łapka któregoś z rodziców (zależy, które się napatoczy). Uwielbiam te niestworzone, absurdalne historie (chociaż pod wieczór czujemy lekkie zmęczenie). Kolory dziecięcej wyobraźni? Niesamowity świat. Opowieść za opowieścią, niekończące się historie. Ach, ten Staś... Nasz Dzwoneczek...
Dziś sypnęło z nieba śniegiem. Wirujące płatki miękko kładą się na parapecie, co działa uspokajająco i kojąco. Muszę się zebrać w sobie i wieczorem koniecznie popracować w pracowni. Wczoraj nie miałam już siły i natchnienia. Póki co, wspólnie upiekliśmy pyszny placek (strzępiec, pleśniak-różnie go zwą) i na przekór smętnym, zaoknowym kolorom ugotowaliśmy zieloną zupę brokułową. Niech wesołe barwy tańczą po kuchni!
Kawa wyżłopana (inaczej nie mogę tego określić) a i tak usypiam na stojąco. Taki śpiochowaty dzień.
Ciastko i kawa dla Wszystkich!
lutego 12, 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz