stycznia 12, 2009

Każdego dnia...


Haloo słoneczny poniedziałku. Dziś krótka nota filozoficzna. Rzecz o celebrowaniu dnia, a raczej jednej rzeczy w nim zawartej. Dla mnie jest nią poranny rytuał picia kawy. Tak zaczynam każdy dzień, to mój początek, część mojej historii, część mnie. Och, gdybym to mogła lepiej oblec w słowa! Lubię wstać wcześniej, by spokojnie zmielić ziarna kawy (których większą ilość trzymam w zamrażalniku), wsypać je do parzydełka i wsłuchać się w ulubiony pyrkający odgłos, otulić zapachem delikatnie rozchodzącym po kuchni. Potem skulona w fotelu z książką w ręce celebruję tę chwilę, zaczynam nowy dzień. To chwila, którą mam tylko dla siebie, moja bezludna wyspa na której jestem tylko JA.
Czarna i mocna - moja ulubiona ( nie od zawsze).
Dobrze mieć taki punkt w ciągu dnia, by złapać oddech, czuć każdą sekundę bycia tu i teraz, zrobić po prostu coś dobrego dla siebie - każdego dnia ( jakkolwiek byłaby to tylko filiżanka kawy).
Weekend był bardzo udany, chociaż bez moich Chłopaków. Określiłabym go wyjazdem z cyklu do "miejsc magicznych", nawet jeśli jest nim po prostu czyjeś mieszkanie. Są tacy ludzie, którzy tworzą wokół siebie aurę niezwykłości. Miejsce w którym mieszkają, staje się przedłużeniem ich osobowości. Piękne i inspirujące.
Poczytuję "Zalotnicę niebieską"Magdaleny Samozwaniec o Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej (już kiedydyś-w czasach licealnych czytaną) i Leśmiana. Jest to chyba pierwsza nota literacka tutaj.
Z ostatniej chwili. Mamy old shool'owe, całe drewniane saneczki spod hali, oby śnieg nie stopniał!

3 komentarze:

  1. Ohh qué hermoso!

    Saludos desde Argentina

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia jak plakaty.
    Cudo!
    Idę dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja znowu o kawie!
    Cieszę się, że zdjęcia się podobają:) Pstrykałam je tzw. "głupim jasiem":)

    OdpowiedzUsuń