stycznia 05, 2009
Warszawski weekend.
Weekend spędziliśmy w stolicy. Podróżowaliśmy pociągiem, podziwiając śnieżny krajobraz za oknem. Stasiu bawił się fantastycznie, lubi jak coś się dzieje. Rozsiadł się wygodnie i opowiadał historie aż do stacji końcowej. Nawet nie wiadomo kiedy dojechaliśmy do celu naszej podróży. Kochany, mały człowiek...
Dziś mamy bardzo śnieżny poniedziałek. Pada i pada od samego rana. Na spacerze brodziliśmy miejscami w głębokim śniegu, chichocząc aż miło. Najprzyjemniej jest zrobić Bach, a potem Bęc w wielką zaspę. Doczekaliśmy się zimy! Ma się wrażenie, że nasz mały świat wlazł pod wielką, białą pierzynę i odpoczywa. Wszystko się wycisza, panuje spokój i tylko pruszy i pruszy śnieg, otulając wszystko wokół...Ludzie z pochylonymi głowami spieszą do różnych miejsc, a nam brakowało tylko dźwięku dzwoneczków i może mknących sań aby poczuć się całkiem jak w bajce.
Czas, który sprzyja ciszy.
Czas, który sprzyja spontanicznej radości.
Czas, w którym patrzymy na świat przez baśniowy pryzmat.
Czas, idealny dla dzieci.
Zapomniałam dzisiaj o bardzo ważnej rzeczy. Czasem lepiej policzyć do dziesięciu.
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10.
Etykiety:
digital,
fotograficznie,
historie domowe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pierwsze zdjęcie jak obraz.
OdpowiedzUsuńNie mogę oderwać wzroku...
Moja Droga ja z Tobą odkrywam własne archiwum:) Czytam te wpisy i czuję jakbym ostatnio coś zgubiła po drodze. Wielu rzeczy już nie zapisuję i tak wiele mi umyka. Dziękuję za tą wspólną podróż:)
OdpowiedzUsuń