kwietnia 01, 2011
To Miejsce.
A to było tak... Pewnego dnia... nie tak też nie dobrze. To może tak. Moje plany a scenariusz jaki pisze życie to ostatnio dwie różne rzeczy. Ja chcę tak, a codzienność biegnie na wspak. No cóż z tym fantem począć. To, że wezmę się pod boki i tupnę nie pomoże. Więc cóż. Ano, my zrobiliśmy tak, że spakowaliśmy walizki, machnęliśmy ręką i pojechaliśmy na długi weekend na wieś. Do Naszego Miejsca. Oczywiście naszego duchowo, nie materialnie:) Do odrębnego świata, który jest wprawdzie niedaleko, ale ma na nas zbawienny wpływ. Lało i padało, że hej! Chmurzyska, mgły i kałuże. Chłód, ale tylko na zewnątrz. Bo dla nas, dla mnie było pięknie! Były nasze i moje spacery z głową w chmurach. Wspomnienia i ten czar, który działa. Była kawa z pianką i drożdżowe wypieki. Michał sam zakręcił ciasto i upiekł w kuchni opalanej drzewem. Trochę podymiło, ale gospodarz pomógł dobrze rozpalić i bułeńki wyrosły jak malowane:) Niezłe były;) Przyrumienione, z dżemikiem w środku i kruszonką na wierzchu.
Staśko popijał swoją inkę z ubitym mlekiem sojowym koniecznie z filiżanki i na spodeczku;)
Mnie zachwyciły oszronione drzewa i To Miejsce o tej właśnie porze roku.
No i tak, skoro padało, było też dużo błota. Niektórym zawodnikom to jednak nie przeszkadzało, a raczej dopingowało do zdobywania rejonów trudno dostępnych. Nie pytajcie o ubranie. Można je było potem postawić "na baczność" koło łóżka:)
Tosiek woził się w" plecaku". Bardzo polubił ten środek transportu. Podobnie jak jego Starszy Brat w jego wieku:) Takie wycieczki lubimy.
Fajnie było.
Po powrocie łatwiej było przeboleć, że nasz komputer padł i trzeba było kupić nowy, a tym samym prace w domu znowu przesunęły się na jakiś czas. Wypędzamy z naszych progów kolejnego wirusa i już mogę powiedzieć, że jest lepiej:) Tak, tak nawet jak zaczęłam pisać te słowa wyłączyli nam prąd. Myślę sobie "rany bąbel" napiszę choćby nie wiem co, ale później, skoro los tak chce:) Spokojniutko, już nic mnie nie zaskoczy. Tymczasem pozapalałam świece, a Stasio zachwycony biegał i wołał, że świetliki, i że pięknie. Potem prąd włączyli, a ja mogłam napisać to co napisałam. Spokojniutko....:)
Tymczasem pa:)
Dobrego, miłego, przemiłego weekendu!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przepiękne zdjęcia:))Cieszę się,że mieliście takie chwile...tak często zapominamy o wspólnym czasie w biegu.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
Ola, cieszę się, że zdjęcia się podobają:) A wspólne chwile są nie do zastąpienia:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepluteńko!
Fantastyczny weekend był - jednym słowem :) Pięknie uchwycony na fotografiach :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało Ci się napisać tego posta, mimo utrudnień :)
Serdeczności ślę :)
Jak ja Cię rozumiem, z tym rozmijaniem się planów z rzeczywistością i tym zachwytem nad rzeczami, zdawałoby się, zwykłymi, codziennymi. Piękne zdjęcia. Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie jest poczytać i pogrzać się przy Waszym rodzinnym ciepełku:))A że życie ma swój plan, inny nie raz niż byśmy chcieli, to wiem doskonale. Dlatego warto korzystać na maksa z tych miłych chwil.Buziaki i zdrówka:))
OdpowiedzUsuńWspaniale być razem i cieszyć się pięknem otoczenia i sobą.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia
Elle, tak, weekend był piękny mimo deszczu i mgieł:) Nawet zdjęcia udało się pstryknąć chociaż aura była mało sprzyjająca:) I tak się cieszę , że mój kompik działa i mogę znowu tutaj pisać:) Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńPearlylilies, jak dobrze, że nie tylko ja tak mam:) A to co zwykłe i proste często bywa piękne, prawda? Swoją drogą ta codzienność Tam, była bardzo niecodzienna:) Pozdrawiam i trzymaj się cieplutko!
Bella, a mi niezmiernie miło, że ta sądzisz:)
A życie, no właśnie, czasem trzeba sobie odpuścić realizowanie pewnych rzeczy, łapać co dobre w danej chwili i zobaczyć dokąd nas to doprowadzi:)
Dziękuję za zdrówko i posyłam uściski!
Jaga, dało mi to dużo siły i energii, i radości. To najlepszy lek na wszystko! Muszę jednak dodać, że równie dużo radości dało mi opisanie tego tutaj:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPrzepiękny weekend, przepiękne zdjęcia. Dobrze, że pogoda nie popsuła Wam nastrojów. My uwielbiamy błotne spacery w kaloszach. Sama musiałam się w nie zaopatrzyć bo u nas na wsi błota nie brakuje. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejnego posta - Iza.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, życie ma to do siebie, że działa i tak jak chce...mimo naszego planowania, wypatrywania danej chwili, dzieje się i tak jak sobie tego nie wyobrażaliśmy...czasami mam wrażenie, że tak właśnie powinno być, że ten właśnie scenariusz jest tym odpowiednim a nie ten przez nas wymyślony ale pierwsza chwila, ta zaskoczenia jest zawsze pełna buntu i brak w niej akceptacji...i trudno się w sumie dziwić skoro chcemy inaczej i inaczej to widzimy...człowiekowi się wydaje, że wie lepiej a życie pokazuje mu czasami, że wie jeszcze lepiej niż człowiek...pozdrawiam Cię słonecznie, ewa
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam Twojego bloga. Zdjęcia pastelowe, subtelne, trochę przez dziurkę od klucza ;-). Wracam tu z przyjemnością. Pozdrawiam i ślę serdeczności.
OdpowiedzUsuńIza, kalosze też szczęśliwie posiadam:) W kwiatki, a co:) Stasiek był wniebowzięty taplaniem w kałużach i machaniem kijkiem;) A Wy fajne i wesołe musicie mieć spacerki. Pozdrawiam Was cieplutko!
OdpowiedzUsuńEwamaison, chyba masz rację. To co nas spotyka ma jakiś cel i do czegoś nas prowadzi. Musimy tylko to odczytać, zrozumieć i wyciągnąć wnioski. Dziękuję za Twoje słowa i jeszcze raz bardzo, bardzo za wyróżnienie! Pozdrawiam serdecznie:)
Alfa, bardzo się cieszę:)) Zaglądaj do mnie, będzie mi bardzo miło. Zapraszam serdecznie zawsze i życzę dużo słonka na weekend!
PS. Zapraszam Cię do zabawy :) szczegóły u mnie :)
OdpowiedzUsuńCudownie Was widzieć wszystkich razem. Musicie do nas przyjechać. Pójdziemy na Leskowiec :-)
OdpowiedzUsuńWypiek mistrzowski, palce lizać. Zapach nawet czuję! Kruszonkę uwielbiam! Super, że wyjechaliście i oderwaliście się troszkę od ziemi.
Tak czasem trzeba. Pomimo deszczu- słońce z WAMI!
Tak trzymać! Buziaki jak misiaki :***
Nie każdego potrafią cieszyć drobnostki, a efektami zabaw w błocie bym się wogóle nie przejmowała, bo przecież nierzadko ubrudzone dziecko, to szczęśliwe dziecko.
OdpowiedzUsuńElle, to z pewnością coś dla mnie:)
OdpowiedzUsuńMimi, coś mi przypomina, że to tam gdzie Włóczykij wspinał się w zeszłym roku;) To by była wyprawa:)
Bułeczki były pycha. Kruszonkę jak spadła zbieraliśmy paluchami z ceratki albo z talerzyka. Nic się nie zmarnowało;) Było super. A teraz słońce jest wyżej, dłużej i wszystko nabiera kolorów:) Świat nabiera rumieńców! Ściskam i posyłam buziaki!
Kamila, no właśnie tak to sobie tłumaczę włączając po raz kolejny pralkę i naszywając kolejne łaty na spodenki:)) Pozdrawiam cieplutko!
tak, tak!
OdpowiedzUsuńTam Włóczykij się wspinał :-) Dobrze pamiętasz!
U mnie słońce już pomału zagląda do domu. Jest wyżej! Coraz wyżej! Spokojnej nocy kochani :*